– Inflacja szybko rośnie, ale nadal nie jest wysoka. Rośnie przede wszystkim ze względu na wzrost popytu konsumpcyjnego. W koszyku, który jest brany pod uwagę do oszacowania wskaźnika cen detalicznych, największy wpływ mają wzrosty cen żywności – powiedział dr hab. Artur Walasik z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.– Niepokojące jest to, że w praktyce zazwyczaj okresy letnie oznaczały raczej spadek inflacji, a nie jej wzrost. Jeżeli dołożymy do tego to, że w drugiej połowie roku napłyną kolejne środki związane z rozszerzeniem programu 500+, to presja inflacyjna może być jeszcze większa.
Zgodnie z szacunkiem poziomu inflacji Głównego Urzędu Statystycznego za czerwiec 2019 roku średnie ceny towarów i usług wzrosły o około 2,6 proc. rok do roku. To najsilniejsza tendencja od listopada 2012 roku i równocześnie od tego czasu po raz pierwszy tempo wzrostu cen przekroczyło cel inflacyjny (2,5 proc.), choć utrzymuje się w dopuszczalnym paśmie wahań (+/-1 pkt proc.).Santander bank przewiduje natomiast, że na początku przyszłego roku ceny mogą rosnąć nawet w tempie 4 proc. Ostatnio taka sytuacja miała miejsce siedem lat temu – w lipcu 2012 roku. Referencyjna stopa procentowa NBP kształtowała się wtedy na poziomie 4,75 proc. Na chwile obecną (od ponad czterech lat) jest na poziomie 1,5 proc.
– Jest to rok wyborczy, mamy do czynienia z bardzo ekspansywną polityką fiskalną, czyli obniżaniem podatków i zwiększaniem wydatków. Jeżeli bank centralny będzie chciał podjąć pewne działania zapobiegające wzrostowi cen, to będzie się to wiązało z koniecznością podwyższenia stóp procentowych. Natomiast nie ma tych deklaracji, nie ma takiej woli po stronie rządu, czyli jest to polityka, która będzie miała wyraźnie skutek w postaci wzrostu cen – prognozuje Artur Walasik. – Są pewne czynniki niezależne od nas, które mają wpływ na wskaźnik cen detalicznych, chociażby ceny ropy naftowej. To jest sytuacja szczególna, bo inflacja rośnie, mimo że ceny paliw nie są odpowiedzialne za ten wzrost. Więc rzeczywiście obawy niektórych ekonomistów, że jest to pierwszy sygnał przed czekającą nas jeszcze wyższą inflacją mogą się spełnić.
Głównym czynnikiem wpływającym na wzrost cen jest żywność i napoje bezalkoholowe, która to kategoria waży najwięcej w koszyku inflacyjnym obliczanym przez GUS, bo stanowi aż 24,89 proc. W maju br. podrożała ona o 5 proc. rok do roku, a ceny ogółem o ponad połowę mniej, bo o 2,4 proc. Ponadto, najbardziej drożeją podstawowe artykuły, takie jak mąka i pieczywo (odpowiednio o 9 proc. i 9,8 proc. rdr), wieprzowina (12,2 proc.) czy warzywa (22,6 proc.), a także cukier (19,9 proc.), z tym że ten ostatni wcześniej staniał o niemal jedną trzecią, po tym, jak Unia Europejska uwolniła rynek cukru jesienią 2017 roku. Co więcej, wzrastaja też ceny surowców: pszenica w skupie podrożała w ujęciu rocznym o 17,5 proc., trzoda chlewna – o 31,1 proc.
Sytuacja na rynku musiała zaskoczyć również Narodowy Bank Polski, bo o ile w marcowym „Raporcie o inflacji” jego ekonomiści przewidywali wzrost cen żywności w tym roku na 2,2 proc., to w lipcowej edycji było to już 3,8 proc.
– Przewiduję, że w 2019 roku wzrost inflacji rok do roku nie będzie znacząco wyższy, niż odnotowujemy dzisiaj. Natomiast mając na uwadze prognozy w dłuższej perspektywie, możemy się spodziewać presji inflacyjnej. Jeżeli do tego dołożyłyby się zawirowania na Bliskim Wschodzie, których konsekwencją byłby wzrost cen ropy naftowej, to 4-proc. inflacja w przyszłym roku jest prawdopodobna – mówi ekonomista.
Tylko w ciągu ostatniego miesiąca ceny ropy naftowej wzrosły o 14 proc., a od początku roku podrożała ona o 33 proc. Tymczasem paliwa do prywatnych środków transportu podrożały od stycznia do maja tylko o 6,1 proc., a benzyny – tylko o 4,2 proc. Wzrost cen ropy naftowej to głównie skutek porozumienia państw OPEC i kilkunastu innych producentów ropy, w tym Rosji, w sprawie ograniczenia produkcji o 1,2 mln baryłek dziennie. Na początku lipca zostało ono prolongowane o kolejnych dziewięć miesięcy, a uczestniczące w nim państwa podpisały umowę o stałej współpracy.
– Na pewno zaskakujące jest to, że ceny paliw nie rosną tak szybko jak rosły w latach poprzednich, ale to jest raczej konsekwencja tego, co dzieje się poza Polską. Natomiast ceny ropy naftowej, a podążające za tym również ceny paliw, mogą być w jakiś sposób ograniczane przez rząd, bo tu możliwe jest wycofanie się z pewnych opłat, które są w cenie paliwa –wyjaśnia Artur Walasik. – Jeżeli w dłuższej perspektywie będziemy mieli do czynienia z jakimiś politycznymi zawirowaniami, to te ceny przełożą się również na ceny dóbr konsumpcyjnych.
Źródło: Polska Federacja Producentów Żywności
Partner portalu