Zapewnienie zwierzętom hodowlanym prawa do prawidłowej żywności i wody leży w fundamentalnym interesie każdego hodowcy. To nie tylko kwestia etyki, ale kluczowy z czynników sukcesu w hodowli.
Obecnie utrzymywane w Polsce genotypy wymagają pasz początkowych o zawartości energii metabolicznej 15 MJ/kg, 20% białka ogólnego i 1,5% lizyny. W paszach dla tuczników – około 13 MJ/kg, 18 % białka ogólnego i 1 % lizyny. Jeśli hodowca decyduje się na użycie pasz o niższych parametrach – świnie nie będą rosły w tempie, które wyznacza ich genetyczny potencjał. Nie ma się co czarować — tempo wzrostu ściśle zależy od jakości wykorzystywanej paszy. Więcej – przy paszy niewłaściwej można spodziewać się wystąpienia kłopotów ze zdrowiem, zachowaniem zwierząt (gryzienie ogonów itd.).
Mimo rozwoju technologii w przemyśle paszowym – nadal borykamy się z problemem strat w początkowym okresie tuczu – prosiąt po odsadzeniu. W tym czasie prosię nie trawi surowego ziarna zbóż. Jeśli w prestarterze nie ma co najmniej 20 % preparowanego ziarna (gotowane, ekstradowane, ekspandowane) prosięta nie będą rosły. Przynajmniej część prosiąt będzie chorować, wolniej rosnąć, blednąć etc. Trzeba liczyć się z większą ilością upadków. Straty w przyrostach w tym okresie są nie do odrobienia. Ciekawe jednak, że pomimo zapotrzebowania na estrudację zboża w Polsce nie ma firmy, która produkowałaby proste ekstrudery do zastosowań rolniczych. Urządzenia takie o wydajności od 4 do 5 ton na 8 godzin pracy — produkuje się w Czechach i na Ukrainie — u nas nikt się tym nie zajmuje. Pewną odpowiedzią może być fakt, że wielki przemysł paszowy niechętnie wykorzystuje ekstrudaty, ponieważ proces ekstruzji jest drogi i przede wszystkim czasochłonny.
Tymczasem, używanie odpowiedniej ilości ekstradowanego zboża w paszach początkowych dla prosiąt – w zasadzie pozwala pozbyć się problemów w odchowie. Poprawia zdrowotność zwierząt, trawienie przebiega bez zakłóceń, prosięta rosną zdrowiej, szybciej co zapewnia im lepszy start w okres wzrostu.