Rozmowa z Januszem Pasternakiem – członkiem zarządu i menedżerem firmy Kamir Mak.
Remigiusz Zagraba: Firma Kamir Mak Sp. z o.o. obchodziła w 2017 r. 25-lecie swojej działalności. Specjalizujecie się w logistyce głównie świeżego mięsa i wędlin na obszarze województwa małopolskiego i śląskiego. Jakie wymagania stawiają klienci przed dystrybutorami i jak radzicie sobie z tymi wyzwaniami?
Janusz Pasternak: Tak, to prawda, na rynku istniejemy od 1992 r. Zawsze staramy się iść z duchem czasu i spełniać oczekiwania naszych Klientów. To, że potrafimy i chcemy się dostosowywać do potrzeb Klienta, pozwala nam cały czas na utrzymywanie się na dobrym poziomie, jak również w obecnych trudnych realiach. Klient dzisiaj jest bardzo wymagający, potrzebuje codziennych dostaw świeżego mięsa, drobiu i wędlin. Ponadto oczekuje od nas wyrobów wysokiej jakości i szerokiego wachlarza wyboru. My natomiast cały czas staramy się to zapewnić, a przy tym dbamy o konkurencyjne ceny dla naszych Klientów.
R.Z.: Obecnie obserwujemy ciągle zmieniający się rynek, ruszyła długo wyczekiwana przez wielu konsolidacja firm mięsnych w Polsce. Co prawda są to jeszcze pojedyncze przejęcia, ale z dużym prawdopodobieństwem w perspektywie kilku lat może ona jeszcze bardziej przyspieszyć. Gdzie wg Pana są pozytywne aspekty tej sytuacji dla klientów detalicznych, a gdzie widzi Pan zagrożenia?
J.P.: Istotnie, od pewnego czasu możemy zaobserwować działania na rynku mięsnym w Polsce zmierzające do konsolidacji zakładów mięsnych, ale nie tylko, bo w grę wchodzą również przejęcia hurtowni dystrybucyjnych, jak np.: BEKPOL czy JAMA. Ciężko w tym momencie doszukiwać się już jakichś pozytywów czy negatywów tego zjawiska, bo jak sam Pan wskazuje, to dopiero początki i tak naprawdę wszyscy czekamy na rozwój sytuacji. Zagrożeń dla Klientów raczej bym się nie dopatrywał, ale dla hurtowni… nie jest to już tak całkiem oczywiste.
R.Z.: Większość dystrybutorów w Polsce raczej pesymistycznie spogląda w przyszłość. Uzasadnieniem jest przede wszystkim zmniejszająca się liczba samodzielnie prowadzonych sklepów, powstawanie magazynów centralnych, jak również bezpośrednie dostawy producentów do punktów detalicznych – można powiedzieć, że jest prowadzona walka o detal. Jak widzi Pan dystrybucję mięsa i wędlin za pięć lat?
J.P.: W obecnej sytuacji obserwujemy coraz więcej przejęć sklepów detalicznych, spółdzielczych czy społemowskich przez sieci handlowe, które dysponują własnymi magazynami centralnymi, ponadto konsolidację zakładów i przejęcia hurtowni – to rodzi poważne obawy o przyszłość dystrybutorów. Zmiany następują dość dynamicznie. Myślę, że liczyć się będą ci o dużym zasięgu i potencjale, ale nie wykluczam również strefy, gdzie mali dystrybutorzy także będą mieli szansę. Choćby z produktami tradycyjnymi, lokalnymi.
R.Z.: Trend na produkty tradycyjne, lokalne przybiera na sile. Klienci poszukują produktów o dobrej jakości, naturalnie przygotowanych, bez konserwantów. Z drugiej jednak strony mamy do czynienia z wygodą, oszczędnością czasu – na myśl przychodzą produkty pakowane, stałowagowe, plastry. Która z tych kategorii Pana zdaniem będzie się dynamiczniej rozwijać?
J.P.: Myślę, że każda z tych kategorii ma spore szanse. Ale mając na uwadze pęd człowieka naszych czasów, który ciągle się gdzieś spieszy, oraz obserwując rynek, uważam, że to tzw. przekąski, plastry i dania gotowe będą rozwijać się najdynamiczniej. Chociaż trend na produkty bez konserwantów, tradycyjne i naturalne też jest rosnący, myślę że dynamika jego rozwoju będzie jednak mniejsza.